Jesienne randki oraz o tym jak ogarnąć temperamentne maluchy podczas spaceru
30 listopada 2015
Jak patrzę na te zdjęcia i porównuję to co się dzieje za oknem, to wierzyć mi się nie chce, że ta piękna, złota jesień już za nami. Rano świat jest najczęściej szaro-biały, a w ciągu dnia słońcu rzadko kiedy udaje się przebić przez warstwę chmur. Zdecydowanie nie jest pogoda, którą lubię i co najgorsze, to dopiero początek krótkich i ciemnych dni. Tym bardziej miło jest spojrzeć na taką jesienną foto-pamiątkę, wspomnieć szelest liści pod stopami oraz jak ciepłe promyki słońca grzały przyjemnie w buzię. Takich spacerów było sporo, ale ten był wyjątkowy, bo odbył się w towarzystwie Zacharego i jego mamy.
Ewka nie chodzi (jeszcze…) do żłobka, ale staram się by miała kontakt z rówieśnikami. Pakujemy się w samochód i jedziemy w kierunku okolicznych Górek Szymona, na Ursynów bądź na Włochy aby przyjemnie spędzić czas. Tak się złożyło, że towarzystwo mamy zdecydowanie zmaskulinizowane, więc z przymrużeniem oka można by powiedzieć, że to pierwsze randki Młodej. Bywają dni, kiedy maluchy nie zwracają na siebie najmniejszej uwagi i gdzieś wyczytałam, że w tym wieku to całkowicie normalne, ale tego dnia było inaczej. Ewa z Zacharym początkowo dzielnie razem maszerowali, ale to nie trwało długo. Marsz szybko przekształcił się w bieganie, buszowanie po liściach, i przepychanki przy wózku. Dzieciaki były dosłownie wszędzie i nie sposób było je zatrzymać. Całe szczęście, że byliśmy w parku, z dala od ruchliwej ulicy, bo nawet nie chcę myśleć jak by się mogło skończyć takie szaleństwo. Ciężko zabronić dzieciom poznawać świat. Niekiedy przybiera to bardzo ekspresyjną formę, a po takiej zabawie próby wsadzenia do wózka najczęściej kończą się awanturą. Zazwyczaj nie ma też mowy o chodzeniu za rękę, i jak w takiej sytuacji ogarnąć dziecko? Rozwiązaniem, które wybrałyśmy z mamą Zacharego, są te śliczne plecaczki od Little Life.
Zazwyczaj są puste w środku, ale w razie potrzeby można zapakować do nich kilka drobnych akcesoriów typu bidon czy chusteczki. Ale to nie jest najważniejsze. Do plecaczka można bowiem przyczepić pasek bezpieczeństwa, który w sytuacjach podbramkowych pozwoli utrzymać dziecko blisko nas. Maluch nie chce iść za rękę lub jechać w wózku? Bez łaski! Wkładamy plecaczek ze smyczą, zapinamy sprzączkę z przodu, regulujemy długość pasków i już. Bałam się początkowo, że gdy Młoda będzie się szybko oddalała to gwałtowne hamowanie będzie ją wywracało. No ale tak się nigdy nie zdarzyło. W górnej części plecaczka znajduje się tajemnicza, mała kieszonka. W środku znajdziecie przeuroczy, wodoodporny kapturek. Nie używaliśmy go jednak do tej pory i w sumie nie wyobrażam sobie w jakiej sytuacji mógłby nam się nam przydać (no chyba, że przy przebierankach). Przymiarki też niespecjalnie podobały się Ewie, a gumka sprawia wrażenie ciasnej. Nie do końca trafiony pomysł, zamiast tego mogłyby się pojawić np. odblaskowe elementy. Całość jednak oceniam za bardzo przydatny gadżet, i gdybyście byli zainteresowani jego zakupem to możecie wybierać i przebierać w ślicznych wzorkach.
Początkowo się wstydziłam używać naszego plecaczka. Jak to tak? Dziecko na smyczy? W ósmym miesiącu ciąży nie mam już najmniejszych skrupułów. Toczę się jak kulka, refleks już nie ten sam, a mój temperamentny maluch chętnie zdobywa świat pieszo (wózkiem też nie pogardzi, ale tylko do momentu gdy jej z niego nie wyciągnę). Obciach czy nie, najważniejsze bezpieczeństwo. A poza tym Młoda jak tylko widzi swój plecaczek rybkę Nemo, to chce go wkładać – noszenie traktuje jak świetną zabawę, a nie karę. Decydując się na zakup kilka miesięcy temu, planowałam, że to będzie nasz plecaczek do żłobka, przydatny w transporcie ukochanej świnki czy bidonu. Ta życiowa rola jeszcze przed nim, natomiast teraz sprawdza się rewelacyjnie jako przedłużenie ręki.
Tyle o plecaczku. Zostawiam Was teraz z porcją zdjęć – naszych ciepłych, jesiennych wspomnień. Mam nadzieję, że Was trochę rozgrzeją w ten poniedziałkowy, zimny poranek 🙂