Życie pomiędzy Killzonem a Battlefieldem

24115-5487230827_6515364c46_o
Zdjęcie należy do Louisha

Od początku wiedziałam, że spotykam się z fanem gier, a On od początku wiedział, że moje granie ogranicza się do budowania domków w Simsach, i zbierania marchewek na facebookowej farmie. Czyli nie gram.
W ogóle.
Początkowo nie potrafił tego zrozumieć. Dopytywał i analizował. Jak w zasadzie wyglądało moje dzieciństwo? Potem były próby zainteresowania mnie konsolą. Rock Band i Buzz nawet podchwyciłam i do tej pory chętnie do nich wracam. Nie wiem jak to zrobił, ale przeszliśmy razem prawie całe Little Big Planet. Ale cała reszta gier mogłaby dla mnie nie istnieć. Z racji, że nasza znajomość nabierała tempa, czas na granie stał się dla Niego towarem deficytowym.  Skończyły się wieczory z kumplami (sorry Dźwiedziu!), pady zbierały kurz, a konsola służyła tylko do odtwarzania filmów. Po kilkunastu miesiącach sytuacja trochę się ustabilizowała. Ja wracałam późno z gabinetu, a on czekając na mój powrót miał kilka chwil, żeby nadrobić zaległości. Ale okrutny los los znów postanowił stanąć na drodze szczęściu. A im Młoda jest starsza tym trudniej o chwilkę na skończenie misji.

Mieszkając pod jednym dachem z fanem gier, trzeba przestrzegać kilku reguł. Pady muszą być naładowane, płyty odłożone do właściwych pudełek, pudło z kablami,  które “mogą się przydać” (za milion lat….) musi stać w ściśle określonym miejscu i dla własnego bezpieczeństwa lepiej go nie przekładać. Brzmi jak życie z tyranem- nie? A o tym co usłyszysz, kilka przykładów poniżej.

Klasyka gatunku

Te słowa na pewno już padły z jego ust, jeżeli Twój partner zaraz po Tobie i dziecku z płonącego domu wyniósł by konsolę i komputer. Kurde… Mam nadzieję, że obowiązuje taka kolejność… Ot, przykład z przedwczoraj:

MD: Kochanie, wyjmiesz mi walizki?
J: Chwileczkę, tylko mnie zabiją!

Znacie to – nie?

Prezenty

MD: Jacuuuu, co chcesz dostać na urodziny?
J: Grę! (tu pada nazwa aktualnie wymarzonej)

Łatwa sprawa, gorzej gdy budżet napięty. Ale akcesoria z gry też przejdą. Ew. prezent składkowy, czyli:

MD: Mężu, rodzina pyta co Ci kupić pod choinkę?
J: Grę! (jw.)

Rodzina: Znowu grę? No znowu, kolejna do kupki wstydu, ale o tym za moment. Tymczasem pomysł na najlepszy prezent dla mnie:

J: Karolciu, a gdybym Ci kupił w prezencie (na dowolną możliwą okazję) Little Big Planet nr X, to byś ze mną grała?

No pewnie, że bym grała. Zaraz po tym jak dziecko pójdzie spać, uwolnię kuchnię od sterty naczyń, i sprawię, że kosz z ciuchami do prasowania zniknie w magiczny sposób.

Kupka wstydu

Jacek twierdzi, że każdy taką ma. Tu trafiają gry których jeszcze nie przeszedł. Przy odkładaniu kolejnego opakowania na stosik, słychać, że łamie mu się głos. Bo kupka rośnie nieubłagalnie. Na mojej kupce zaś piętrzą się książki.

Ołtarzyk

Szafka z RTV to coś na miarę ołtarza. Ołtarz, czy nie, kurze trzeba zetrzeć, a to całe ustrojstwo jak się przetrze ścierką to zaczyna migać, wiatraczki odpowiedzialne za chłodzenie idą w ruch, płyty się wysuwają. Cuda wianki. Mąż wraca do domu, i już w drzwiach pyta: “Włączałaś konsolę?”. Sama czasem nie wiem czy z nadzieją, czy ze zdziwieniem w głosie. Jasne, cały ranek grałam. Musicie sobie zdać sprawę z tego, że to cud medycyny, że mimo tak dużej wady wzroku, zawsze dojrzy migającą na zielono diodę.
Zdarza się, że czasem też zadzwoni z pracy. Niby zapytać jak tam nam z Młodą dzień mija. Potem w kilku prostych krokach przeprowadzi mnie przez proces pobierania darmowej wersji jakiejś gry, i już szybciutko kończy rozmowę, bo on sobie już resztę ustawi przez komputer. Tak miło, że dzwoni!

I tak nam mija czas, pomiędzy premierami gier i konsol, konferencjami Sony, wycieraniem kurzu i wyrywaniem dziecku z rąk uślinionego pada. Podejrzewam, że oboje z Jackiem oczkujemy końca tej ostatniej czynności, tylko u każdego finał wygląda inaczej. W mojej wizji Młoda całkowicie traci zainteresowanie konsolą, natomiast mąż pewnie nie może się doczekać aż zyska kompana do grania.