Od kiedy pewien dyskont ogłosił loterie narodową z mnóstwem wspaniałych nagród do wygrania mam wrażenie, że ktoś wyprał mi mózg. Nagle zmieniły się moje sklepowe preferencje (no dobra, bliżej mam do Biedry niż do Lidla, który to pozostaje poza zasięgiem spaceru z wózkiem, a dodam, że Młodzież w wózku za długo nie lubi przebywać). Z okazji loterii zmieniłam dziecku markę pieluch, przestał mnie interesować Rossman, a przy kasie dobieram batoniki (sic!) żeby zaokrąglić rachunek do następnego kuponu. Oczywiście wszystkie moje starania (zdrapania) bez sukcesu. czytaj dalej