Żłobek bez tajemnic – wywiad z wychowawcą!
12 września 2016
Gdy Ewa pierwszy raz przekroczyła próg nowej sali i poznała swojego wychowawcę, miała 20 miesięcy. Po pół roku zwlekania, zastanawiania się i gdybania w końcu zdecydowaliśmy się z mężem na posłanie pierworodnej do żłobka. Teraz zgodnie uważamy, że była to jedna z lepszych decyzji w naszym życiu, i żałujemy, że nie podjęliśmy jej wcześniej. Oczywiście początkowo lekko nie było. Lista pytań, które wałkowałam co noc w głowie nie miała końca. Tak na prawdę żadna wizyta w żłobku i żadna rozmowa z dyrekcją nie potrafiła do końca rozwiać moich wątpliwości. Dopiero pierwsze tygodnie wyklarowały sytuację i pokazały jak to faktycznie będzie.
Nasza adaptacja miała trwać tydzień, podczas którego dziecko stopniowo miało oswoić się z nowymi osobami oraz miejscem. Ewa zanim poszła do żłobka spędzała czas głównie ze mną w domu, była przyzwyczajona, że wychodziłam popołudniami do gabinetu. Wtedy zajmował się nią tata. Sporadycznie zostawała pod opieką dziadków (zazwyczaj wtedy spała i nie wiedziała, że nas nie ma) lub wujostwa (wtedy była zabawa z kuzynem). Generalnie nie miała problemu z tym, że rodzice znikali gdzieś na jakiś czas. Rozłąkę znosiła dzielnie, ale nie miałabym odwagi zostawić jej pierwszego dnia w żłobku samą na cały dzień. Nasz plan adaptacyjny wyglądał i realizował się następująco: pierwszego dnia w żłobku Ewa poznała swoją wychowawczynię, przez godzinę bez innych dzieci bawiły się razem w obecności taty, poznawały salę zabaw. Następnego dnia córka poznała swoją grupę. Spędziła z dziećmi pół godziny, głównie siedząc na kolanach swojej wychowawczyni. Była przy tym bardzo pogodna, dlatego następnego dnia poszliśmy krok dalej i stanęliśmy w drzwiach żłobka już o godzinie 10. Ewa grzecznie powędrował z ciocią do sali. Odebraliśmy ją dopiero po dwóch godzinach, po pierwszym wspólnym posiłku z maluchami. Kolejny dzień, to kolejny krok dalej, a ponieważ szło nam bardzo dobrze, przyspieszyliśmy próbę spania w żłobku. Z ukochanym smoczkiem i świnką nie było z tym problemu, tak więc piątek Ewa pojawiła się w żłobku już na śniadaniu i została do obiadku. Przez pierwsze dni, bardzo pilnowała się swojej cioci, uczyła się siadać w kółeczku z innymi dziećmi, poznawała żłobkowy plan dnia i obyczaje. I wbrew moim wszystkim obawom adaptacja przebiegła tak gładko, jak tylko się dało.
Za nami – rodzicami Ewy- kilka ładnych miesięcy współpracy ze żłobkowym wychowawcą. W mojej ocenie to bardzo owocny czas i patrząc na córkę wiem, że jest pod dobrymi skrzydłami. Zachęcona sukcesem coraz śmielej zaczynam myśleć o wysłaniu drugiego dziecka do żłobka, i chociaż to dla mnie nie pierwszyzna, w głowie znów pojawiają się pytania. Dlatego tym razem postanowiłam rozprawić się z nimi wspólnie z wychowawcą.
Z praktyki już wiem jak wygląda adaptacja półtorarocznego dziecka. Ewie poszło całkiem sprawnie, ale chciałam zapytać jak przebiega ten proces gdy dziecko średnio znosi pierwsze dni w żłobku. Co zrobić gdy ten pierwszy tydzień nie wystarcza?
Po pierwsze – dużo zależy od dyspozycji rodzica oraz jego zaangażowania w proces adaptacji dziecka do żłobka. Drugim ważnym czynnikiem jest współpraca pomiędzy rodzicami i wychowawcą. Z mojego doświadczenia wynika, że jeśli pojawiają się problemy z adaptacją to staramy się odpowiednio wydłużyć jej okres. Przeznaczamy kolejny tydzień na wprowadzenie, dając maluszkowi czas by mógł się stopniowo wdrożyć w rytuały żłobkowe. Analogicznie – gdy wszystko idzie dobrze, można skrócić adaptację. Zazwyczaj ten pierwszy tydzień starcza aby dziecko poczuło się dobrze w nowym otoczeniu. Bardzo rzadko się zdarza, że rodzice decydują się rzucić dziecko “na głęboką wodę” i osobiście nie jestem zwolenniczką tej metody. Spędzenie od początku całego dnia w żłobku to zdecydowanie za dużo nowości dla dziecka. Takie doświadczenie może spowodować, że maluch zrazi sie do nowego miejsca a także do nowych osób, czyli żłobkowych cioć. A to nie o to w tym wszystkim chodzi. Tak na prawdę wszystko dopiero zaczyna się klarować w trakcie adaptacji. Nie można mierzyć dzieci jedną miarą, każde jest inne i to do niego powinniśmy ten czas przede wszystkim dostosować.
Kolejne pytanie w sumie także wiąże się z dziećmi które ciężko znoszą początki w żłobku. Chodzi o płacz – jak żłobkowe ciocie sobie z tym radzą?
Każdy wychowawca ma swój sposób, więc na to pytanie mogę odpowiedzieć tylko swoim imieniu. Sama staram się dziecko uspokoić przytulaniem oraz poświęceniem mu indywidualnie uwagi. Kilka chwil sam na sam potrafi zdziałać cuda. W końcu wychowawcom chodzi o to, by maluchy poczuły się przy nich bezpiecznie. Dorośli także boją się nowych sytuacji, a co dopiero małe dzieci, gdy nagle w ich otoczeniu pojawia się tyle nowości. Jeżeli chodzi o płacz przy rozstaniu z rodzicem – mama lub tata nie powinni pokazać po sobie smutnych emocji. Dziecko momentalnie wyczuwa nasz lęk i momentalnie go przechwytuje, a tego właśnie wszyscy chcemy uniknąć.
Tu ze swojej strony mogę dodać, że krótkie ale raźne pożegnanie zazwyczaj skutkuje. Warto dać dziecku coś co odwróci uwagę od powtarzanych jak mantra słów “nieciemdoźłobka”. Czasem wystarczy spotkanie z innym dzieckiem w szatni, czasem jest to zabawka, a czasem wystarczy, że w drzwiach pojawi się ciocia (dziecko zapomni się nawet z nami pożegnać). Tak więc moja rada, szybki całus, życzenia miłego dnia. Bez ckliwych pożegnań – na emocje można sobie pozwolić dopiero za furtką.
Wiadomo, że nie wszystkie maluszki jedzą samodzielnie idąc do żłobka. Czy praktykowane jest karmienie maluszków odciągniętym mlekiem mamy? A co gdy stałe posiłki odbiegają od codziennego żłobkowego menu i są jeszcze w papkowatej formie?
W swojej dotychczasowej pracy spotkałam się już z wieloma modelami karmienia dzieci i nigdy nie było problemów ze współpracą z rodzicami. Wiadomo, że 6 miesięczne maluszki dopiero zaczynają rozszerzać dietę, także normalne dla mnie jest podawanie maluchom odciągniętego mleka mamy. Gdy jest taka potrzeba, przygotowywana jest butelka z mlekiem modyfikowanym, kaszka lub rozdrobniony odpowiednio pokarm. Jeżeli dziecko jeszcze nie posuguje się sztućcami, to oczywiście jest karmione przez opiekuna! W końcu żłobek jest placówką opiekuńczo – wychowawczą i ma na celu m.in. dbanie o rozwój dziecka. Staramy się, by maluchy wraz z wiekiem nabywały odpowiednich umiejętności – m.in samodzielnego posługiwania łyżką oraz widelcem. A z tego co obserwuję, maluchy bardzo szybko podłapują takie umiejętności od starszych kolegów.
Kolejny problematyczny etap to samodzielne usypianie dziecka na popołudniową drzemkę. Jak wychowawcy radzą sobie z maluchami, które nie potrafią samodzielnie usypiać? Rodzice mają na to różne patenty: karmienie piersią/mlekiem, spacer w wózku, noszenie w chustach i nosidłach. Jak rodzą sobie Panie w takich sytuacjach.
Jeśli chodzi o usypianie 2-2.5 dwulatków, to dzieci w tym wieku zasypiają już same. Czasem początkowo korzystają z towarzystwa wychowawcy. Jeżeli maluch ma problemy z wyciszeniem, zazwyczaj siada się obok dziecka, trzyma je za rękę, głaszcze po głowie. Przy najmłodszych dzieciach używa się np. wózka lub leżaczka-bujaczka. Nie praktykuje się bujania na rękach.
Osobiście mam w planach posłać do żłobka 10 miesięcznego Mikołaja. Jak wyglądają mniej więcej dzień takiego malucha w żłobku? Czy to dziecko dostosowuje się do rytmu dnia wszystkich, czy jego potrzeby (np. drzemki o godzinie 10 rano) są zaspakajane?
W tych najmłodszych grupach oczywiście plan dnia dopasowywany jest do potrzeb dziecka, więc gdy ma ono potrzebę spać, to jest mu to umożliwiane. Z nieco starszymi dziećmi staramy się tak optymalnie ułożyć plan, by był dopasowany do ich aktywności. Trzeba także wziąć pod uwagę takie stałe elementy jak pory posiłków – często są one uwarunkowane przez catering dostarczany do żłobka. Zdolności adaptacyjne dzieci są na prawdę niedocenione.
Boimy się nieznanego – to norma. Ale jak spawa dotyczy naszych dzieci, zaczynamy często niezdrowo wariować. Tym wywiadem chciałam Wam pokazać, jak wygląda żłobek od zaplecza, jak problemy z którymi borykamy się my rodzice w nocnych koszmarach, w prosty sposób są rozwiązywane przez wychowawców. Codziennie odbieram ze żłobka coraz bardziej samodzielne dziecko, które owszem, od czasu do czasu zaprotestuje przy porannym wyjściu z domu, ale kilka godzin później nie chce do niego wracać. Początki nigdy nie są łatwe, ale warto pamiętać, że oddajecie swoje dziecko pod opiekę specjalistów, którzy nie jednego malucha już wychowali. Także, jeżeli w najbliższych dniach rozpoczynacie swoją żłobkową przygodę, to głowa do góry! Będzie lepiej niż się spodziewacie!
Serdecznie dziękuję za pomoc w napisaniu tekstu wychowawczyni mojej córki Ewy.