Wreszcie śnieg!

Nie wiem czemu ale coś mi się ubzdurało, że dziś pierwszy dzień lutego. I już dopowiedziałam sobie, że luty przyniósł nam w prezencie tak długo wyczekiwany śnieg, a to tak na prawdę piękne pożegnanie stycznia. No cóż, podobno szczęśliwi czasu nie liczą!

Gdy  przyszła pora spaceru, zebrałyśmy się z Młodą całkiem szybciutko (wszak jesteśmy na zimę przygotowane! pisałam o tym TU) i wytoczyłyśmy się na naszą trasę. Chodniki i ulice już dawno były czarne, ale w lesie śnieg nas nie zawiódł i pięknie wszystko udekorował.
Kiedyś nie lubiłam zimy. Wszystko zmieniło się od kiedy zaczęłam jeździć na nartach. Potem do tego doszło kilka randek na łyżwach i już stałam się fanką śniegu, lodu i ujemnych temperatur. Ma to wszystko swój urok: ciepłe szaliki i czapki, rękawiczki na sznurku, rozgrzewające herbatki z prądem i aromatyczne grzane wino. Pewnie okularnicy (pozdrawiam męża!) się nie do końca ze mną zgodzą, bo każdorazowa walka z zaparowanymi okularami po wejściu do ciepłego pomieszczenia może być nużąca. Urok mają też wieczory spędzone pod kocykiem z dobrą książką i kieliszkiem wina, ale pogodziłam się już z tym, że w najbliższym czasie z takimi rozrywkami powinnam się pożegnać. Przez najbliższe kilkanaście zim czeka mnie ulepienie tysiąca bałwanków, zrobienie setek orzełków na każdym możliwym skrawku ośnieżonego trawnika, niezliczone bitwy na śnieżki i milion zjazdów z górki na pazurki. Do takiego pakietu dołączą jeszcze pierwsze chwile na nartach i łyżwach. Kto wie, może rośnie mi pod dachem przyszła medalistka olimpijska w jeździe figurowej? To wszystko jeszcze przed nami, a na razie mamy zimowe spacery.