Stacja parowa, czyli dlaczego nigdy już nie wrócę do zwykłego żelazka.
13 grudnia 2015
Prasowanie to mój ulubiony sport domowy. Zdaję sobie sprawę, że niektórzy pomijają ten etap pomiędzy suszarką a odłożeniem ubrania do szafy, ja jednak cenię sobie gdy ubrania nie wyglądają jak psu z gardła wyjęte. Szukałam info, czy poza estetyką istnieją jakieś inne przesłanki, na to by spędzać kilka godzin w miesiącu na maltretowaniu ciuchów ciepłem i parą. Znalazłam! I to coś w sam raz dla przyszłych mam. Otóż, w ramach pozbywania się ze środowiska dziecka bakterii, grzybów oraz alergenów do drugiego miesiąca należy prasować rzeczy noworodka. Od 3-go miesiąca, wystarczy, że zadbacie o wyprasowanie ubranek mających kontakt bezpośrednio ze skórą. Ile w tym prawdy? No sporo, ponieważ z podobnego powodu prasuje się medyczną odzież ochronną. Z resztą, kto z Was założyłby niemowlakowi bodziaka prosto ze sklepowego wieszaka? No właśnie, zawsze pranko a następnie prasowanko. A dalej to już jakoś samo leci: serial bądź jakiś babski film, piwko karmelowe (wersja gdy nie walczę z cukrzycą ciążową), kosz prania, deska i JA. Chwila, czegoś tu jeszcze brakuje do idealnego wieczoru… No oczywiście! Brakuje stacji parowej!
Na jej zakup (o dziwo!) namawiał mnie mąż. Koszul do pracy nie musiał sobie nigdy prasować, więc skąd wiedział i miał takie ciśnienie? Po prostu miał kiedyś okazję poczuć różnicę pomiędzy prasowaniem zwykłym żelazkiem a takim z generatorem pary. I wierzcie mi – po pierwszym takim doświadczeniu, nie będziecie mieli ochoty wrócić do swojego starego sprzętu. Ja po prostu dałam się namówić, akurat była promocja w Lidlu i tak staliśmy się posiadaczami żelazka Tefal Easy Pressing GV 5235. Od pierwszego wyprasowanego kosza z praniem po prostu się w nim zakochałam. Było szybciej, efektywniej, łatwiej. Mniej stania przy desce,to dla mnie więcej wieczornego przytulania z mężem. Nasz domowy egzemplarz był taki zwykły, a za razem idealny, więc cały czas mnie zastanawiało, co mają w środku te modele, które kosztują 3-4 razy więcej? A teraz już wiem! Dzięki akcji, w której Philips udostępnia 50 wybranym osobom w miesiącu żelazko z generatorem pary Perfect Care. Wystarczy wypełnić formularz i poczekać, aż się do Was odezwą. Ale od razu ostrzegam, rozstanie po dwóch tygodniach może być ciężkie i oblane łzami, i bardzo prawodpodobne, że prasowanie tak Wam się spodoba, że postanowicie nadszarpnąć domowy budżet.
Philips Perfect Care Silence GC9550/02
Pierwszyme elementem, który mnie miło zaskoczył był 1,5 litrowy zbiornik na wodę – w przeciwieństwie do tego litrowego w mojej stacji wbudowanego w podstawę, ten dało się odłączyć i wygodnie przenieść pod kran. Przy napełnianiu dokładnie widać poziom wody, a dzięki miarce na zbiorniczku, nie trzeba się zastanawiać czy to już, czy jeszcze. Mojego Tefala niestety czasem zdarzało mi się niechcący przepełnić, i potem musiałam wycierać podłogę. Drugie znaczne przeciwieństwo pomiędzy obiema stacjami to czas nagrzewania. Philipsowi wystarczy ok. 2 minutek na rozgrzewkę, natomiast wstawiając Tefala treba uzbroić się w cierpliwość – czas iść sobie zrobić herbatę. Niestety to przekłada się także na uzupełnienie bojlera – zanim otworzę go w Tefalu muszę odczekać min 10 minut aby temperatura wewnątrz opadła. Nie radzę tego przyspieszać – w najlepszym przypadku żelazko Was głośno “wygwizda”, a w najgorszym możecie się srogo poparzyć. W przypadku Philipsa wystarczy po prostu wyłączyć stację, napełnić zbiornik, włączyć sprzęt ponownie i można prasować dalej.
Drugie pozytywne zaskoczenie – ta stacja parowa jest faktycznie cichsza, przynajmniej w porównaniu z tą, której używam na co dzień (czemu ja się w sumie tak dziwię, przecież ma w nazwie przymiotnik silence!) Oczywiście, nie jest to całkowicie bezgłośne urządzenie, ale wyrzut pary nie wiąże się z pobudką dziecka – producent podaje, że zawdzięczamy to zastosowaniu wyciszającego filtra pary oraz platformie pochłaniającej dźwięk. Działa!
Odnośnie samego procesu prasowania, w kilku punktach wymienię Wam co mi się podoba bardziej w Philipsie, niż w mojej starej stacji:
- technologia Optimal Temp – nie musicie ustawiać poziomu wyrzutu pary ani temperatury stopy. Prasujecie wszystko na jednym ustawieniu! Idealne dla technologicznych ignorantów, ale trochę przerażające dla osób lubiących mieć wszystko pod kontrolą.
- możliwość prasowania w pionie – przydatne do odświeżenia koszuli czy sukienki. Tą opcję mój Tefal w sumie też posiada, jednak Philips nad nim góruje lekkością stopy – takie machanie ręką w powietrzu bardzo Was nie nadwyręży
- możliwość włączenia ciągłego wyrzutu pary – wystarczą dwa szybkie kliknięcia, i już możecie maltretować z sukcesem grube, długie, wymięte jeansy.
- silne uderzenie pary do wydajnego wyżywania się nad najbardziej pomiętym fragmętem.
A teraz inne szmery-bajery:
- tryb Eko – pozwala oszczędzić energię kosztem zredukowania natężenia pary
- dwie komory po bokach na schowanie kabli – proste i genialne, to powinno się znajdować w każdym okablowanym sprzęcie!
- prosta procedura odkamieniania – choć osobiście nie miałam okazji jej przeprowadzać, to w instrukcji wszystko brzmiało łatwo. Z boku stacji znajdziecie specjalny kurek do przeprowadzenia całej operacji.
- diody informujące o konieczności uzupełnienia wody lub odkamienienia żelazka
- wychodząc z domu nie musisz się zastanawiać godzinami czy przypadkiem nie zapomniałaś wyłączyć żelazka – po 5 minutach bezowocnego stania, stacja wyłącza się automatycznie.
- po odłożeniu stopy na bazę możesz ją zablokować i w ten sposób łatwo przenieść całość. Tefal też to ma 😛
- piękny, kobiecy, subtelny wygląd. No chyba nie powiecie, że tak nie jest?!
Czas na małe podsumowanie. Bardzo się cieszę, że miałam okazję popracować “podrasowaną” wersją żelazka ze stacją parową – teraz rozumiem co idzie za ceną. Zdaję sobie sprawę, że na rynku dostępne są bardziej wyposażone modele, a Philips Perfect Care Silence to dopiero preludium do tej “wyższej półki”. Po porównaniu obu stacji mogę powiedzieć, że efekt prasowania zarówno Philipsem jak i Tefalem jest tak na prawdę identyczny, ale zdecydowanie szybciej oraz łatwiej można go osiągnąć tym pierwszym. A wiadomo, czas to pieniądz. Większy zbiornik na wodę starcza na dłużej, woda nagrzewa się szybciutko i nie trzeba zmieniać ustawień dzięki opcji Opti Temp. Z drugiej strony mój promocyjny Tefal, także całkiem dobrze sobie daję radę, potrzebuje tylko trochę więcej wyrozumiałości i cierpliwości. Jednego jestem pewna, nie chciałabym wrócić do czasów prasowania klasycznym żelazkiem, bo szkoda czasu i nóg na stanie przy desce.