Nie taka chusta straszna…

1chusta

Przy pierwszej ciąży o chustach wiedziałam tyle że są, ale nie miałam pojęcia po co. Po urodzeniu dziecka po kolejnej nocy spędzonej na skakaniu na piłce z dzieckiem w ramionach marzyłam o czymś co wyręczyłoby mnie w tuleniu. Wtedy dopiero zrozumiałam, że chusta to nie jakaś fanaberia stukniętych matek, tylko złoty środek na wiele, wiele problemów. Poza wyręczeniem dla ramion, środkiem transportu, profilaktyką dla problemów z biodrami chusta pozwala nawiązać z dzieckiem piękną i bliską relację. Wydawało mi się jednak, że dla nas na chustonoszenie to już za późno, Ewa miała 4 miesiące, niewątpliwie urokliwy “czwarty trymestr” minął, zdecydowałam się na zakup nosidła ergonomicznego, które miało nam posłużyć na dłuuuugo (i służy). Obiecałam sobie jednak, że kolejny maluch to na mur beton z chustą zapozna się bliżej. Tym bardziej się w tym utwierdziłam, gdy okazało się, że między moimi dziećmi będzie raptem półtora roku różnicy. Trzeba było zgłębić temat. Poniżej przedstawiam to co udało mi się ustalić w ramach przygotowań, oraz podzielę się z wami moimi wrażeniami po kilku tygodniach motania.

Pierwsza chusta

Problem polega na tym, że nie mając żadnego doświadczenia z chustami nie wiesz czy warto inwestować w zakup całkiem nowego sprzętu. Z każdej strony docierały do mnie informacje, że nie. Po pierwsze, gdyby pomysł z motaniem nie wypalił (z różnych przyczyn) odsprzedając nową chustę tracisz, a używkę puścisz dalej za podobne pieniądze co na nią wydałaś. Po drugie – używane chusty są już przeważnie złamane. Oznacza to, że materiał zmiękł, łatwiej go można dzięki temu dociągnąć, motanie staje się prostsze i szybsza. Kolejną informacją jaka się powtarzała to taka, że chusta powinna być pasiasta. Zewnętrzne krawędzie mają wtedy inne kolory, dzięki czemu łatwiej nauczyć się na niej motać. Po prostu wiesz gdzie pociągnąć, żeby uzyskać pożądany efekt. Kolejna sprawa: chusta tkana czy elastyczna? Z wiekiem dziecko będzie coraz cięższe. Tak w dużym skrócie mówiąc – elastyczna nadaje się tylko dla maluszków, jest łatwiejsza do motania, ale wraz ze wzrostem wagi trzeba będzie coraz częściej ją dociągać, a z czasem i tak będzie wymagała wymiany na tkaną. Tkana chusta zaś posłuży Wam na dłużej, a nauczenie się motania od razu na niej oszczędzi Wam jednych zakupów. Jeżeli już zdecydujecie się na chustę tkaną, szukajcie takiej ze splotem skośno krzyżowym, najlepiej z czystej bawełny o grubości ok 200g/m2. Na rynku znajdziecie różne rodzaje splotów i domieszki tkanin, na początku jednak moim zdaniem nie warto kombinować. Jak wsiąkniecie w temat to będziecie wybierać, przebierać, kupować, sprzedawać i się wymieniać. Ok ,wiemy już, że chusta powinna być z drugiej ręki, pasiasta, bawełniana o splocie skośno- krzyżowym. Pytanie: jak długa powinna być? Z mojego doświadczenia wynika, że trzeba wziąć pod uwagę własne gabaryty i sposoby motania, które będziemy stosować. Sama osobiście wzięłam pod uwagę tylko ten pierwszy parametr, kupiłam chustę 5,2 m i wiążąc kangurka (to jedno z wiązań zalecanych dla najmłodszych, pierwsze które ćwiczyłam) miałam jeszcze duży zapas materiału. O taki:

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Telefon służy mi jako samowyzwalacz w aparacie 😉

Żeby się o niego nie zabić, musiałam obwiązać się nim dodatkowo dookoła. Wiązaniem które wymaga naprawdę dużej ilości materiału jest kieszonka – także polecana dla najmłodszych. I w tym przypadku moje 5,2 m jest akurat!

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Kieszonka

Chusty mają długość od 2,6 do 6,2 m – i teraz bądź tu mądry i wybierz dobrze! Nie będę Wam tu wymyślać i odeślę Was do gotowca. Ceny dobrych używanych chust zaczynają się od ok. 150 zł, a limitem tak na prawdę jest tylko zasobność Wasz portfel. Jeżeli macie w towarzystwie mamę z dłuższym chustowym doświadczeniem zawsze możecie zawsze zapytać, czy nie da Wam się przymierzyć do chustowania. Można też na początek spróbować pożyczyć chustę, a jak wsiąkniecie kupicie sobie coś specjalnego. Nie kupujcie chust nieznanych firm – wiem, że ciężko Wam ocenić które to są, ale polecam zakręcenie się koło jakiejś chustowej grupy sprzedażowej na FB, tam na pewno ktoś Wam podpowie. Znajdziecie też tam mnóstwo ofert sprzedaży chusty – każdy powinien znaleźć coś dla siebie.

Wiecie już, że wybrałam długość 5,2 m, ale nie wiecie, że mimo tego wszystkiego co Wam napisałam zdecydowałam się na nowy egzemplarz. Po pierwsze, chustę zażyczyłam sobie na święta pod choinkę – moja mama stanowczo odmówiła kupienia czegoś używanego na prezent. Po drugie, czułam w środku, że motanie jest dla mnie. W harcerstwie całkiem nieźle opanowałam różne rodzaje węzłów, nie bałam się zupełnie noszenia od strony technicznej. Jedyną moją niewiadomą była reakcja syna. Postanowiłam więc zaryzykować i tak od kilku tygodni łamię swojego bawełnianego Little Froga (to nie jest reklama) w kolorze grafitowy topaz. Idzie nam coraz lepiej.

Zamotanki

8-stóp2
Zdjęcie pochodzi ze strony zamotani.pl

Gdy usłyszałam kiedyś podczas targów od pani sprzedającej chusty, że ona woje dziecko zamotała już w trzeciej dobie życia, zrobiłam wielkie oczy i pomyślałam sobie że… no domyślacie się co sobie pomyślałam. Ale im bliżej było do porodu tym więcej pytań było w mojej głowie – zaczynając właśnie od tego: kiedy mogę włożyć dziecko w chustę, poprzez: kiedy go nie wkładać, do: jakie wiązanie wybrać? Aż pięknego dnia trafiłam na ogłoszenie o spotkaniu chustowym (obecnie zwanego Zamotankami, do tej pory odbyły się trzy edycje) prowadzonym przez Martę z bloga zamotani.pl. Zasady były takie – nie ćwiczymy na sobie wiązań, Marta pokazuje nam różne sposoby motania maluchów, opowiada o nich, rozmawiamy, pytamy, rozwiewamy wątpliwości a przy okazji zajadamy się pysznym ciastem i poznajemy nowych ludzi. Pewnie powiecie – po co? Przecież wszystko jest w internecie! Otóż nie! Przez internet nie pomacasz chusty, nie omówisz dokładnie swojego przypadku, nie masz pewności, że po drugiej stronie monitora jest specjalista. Na warsztatach ponadto jeszcze bardziej zmotywowałam się do noszenia. Dowiedziałam się, że najlepiej początkowo będzie mi motać w kongurka lub w kieszonkę. Zmacałam dobre chusty i pokazano mi na co zwrócić uwagę, żeby się nie naciąć przy zakupie (i nie wtopić kasy na tzw. pościelówie)

Z teorii do praktyki

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Kangurek

Pierwsze próby motania podjęłam po tygodniu od narodzin dziecka. W perspektywie miałam pozostanie z dwójką maluchów sam na sam na miesiąc w domu, więc wolałam to opanować zanim mąż wróci do pracy. Na pierwszy ogień wybrałam kangurka (to ten sposób w którym dużo chusty zostaje mi z przodu 😉 ). Poszło całkiem gładko – Mikołaj spokojnie dał się zamotać, Jacek go asekurował, było całkiem wygodnie. Tylko jak się przejrzałam w lustrze to dziecko miałam praktycznie pod brodą, przy karku chusta była całkiem luźna, gdzieś było krzywo. Nie podobało mi się to. Zrobiłam zdjęcia i spróbowałam jeszcze raz. I jeszcze raz. I jeszcze kilkanaście. Minęło kilka tygodni a ja nadal miałam wątpliwości czy robię to dobrze – Mikołaj strasznie mi się odchylał, nie mogłam dobrze dociągnąć chusty przy szyi, nadal najczęściej wiązałam go dosyć wysoko a do tego wszystkiego bolały mnie plecy. Miałam do wyboru 2 opcje: 1) próbować dalej samodzielnie zniwelować te wady, 2) umówić się na konsultacje z doradcą chustowym. I nagle pewnego dnia pojawił się trzeci wariant! Warsztaty chustowe, które po raz pierwszy organizowała Marta. Taka konsultacja, tylko że grupowa. Mieliśmy się motać, poprawiać, analizować – i tak z listą pytań trafiłam na spotkanie. Nie będę Wam już streszczać wszystkiego. Tak w skrócie to poprawiłyśmy wiązanie kangurka i wreszcie umiem to dobrze zrobić, ale co najważniejsze nauczyłam się za propozycją Marty wiązać kieszonkę. Już po chwili wiedziałam, że to jest strzał w 10! Mikołaj miał wreszcie ładną pozycję,  motało się dużo szybciej i w moim odczuciu łatwiej, a dodatkowo przestały mnie  boleć plecy (choć to podobno dziwne bo zazwyczaj jest na odwrót- rodzice bardziej się skarżą na kręgosłup przy kangurku. A może to mój taki urok, bo w ciąży zawsze przestaje mi dokuczać kręgosłup, gdy inne kobiety zazwyczaj wtedy się na niego skarżą). Przećwiczyłam kieszonkę jeszcze parę razy w domu, co tylko mnie utwierdziło w tym, że to była dobra zmiana. Nie wiem ile by mi zajęło czasu, żeby dojść do tego co poprawić w kangurku, albo żeby spróbować zamotać kieszonkę. Kto wie czy w tym czasie bym się nie zniechęciła zrażona niepowodzeniami. W przeciągu dwóch godzin warsztatów dostałam kolejnego kopa do motania, skorzystało na tym moje dziecko i moje plecy.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Spotkania odbywają się w kawiarni 8stóp. Mają tam przepyszne ciasta!

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Sami widzicie, że nie jest to jakaś dramatyczna historia okraszona potem i łzami. Powoli i bez nerwów doszliśmy z Mikołajem do porozumienia. To dopiero początek przygody z chustą, a jak się ona rozwinie pokaże czas. Czy popadnę w chustowy zakupoholizm? Zrobię kurs na doradcę chustowego? A może po pewny czasie stwierdzę, że tego nie potrzebuję i poślę moją chustę dalej w świat? Tego jeszcze nie wiem. Na razie chusta okazała się być całkiem przyjemną i ciekawą towarzyszką mojego macierzyństwa. Mam wrażenie, że bardzo ważny w moim przypadku był inny człowiek, który podpowiadał mi w którą stronę iść, ale nie twierdzę, że jest to jedyna droga do sukcesu. Niektórzy potrzebują nauczyciela (dzięki Marta!), inni są samoukami. Wam radzę podejść do tematu na luzie, pilnie obserwujcie siebie i dziecko. Oceńcie czy potrzebujecie przewodnika na tej drodze, czy pokonacie ją samodzielnie.

OLYMPUS DIGITAL CAMERA